Łza Anioła
Wieczysta pamięć
Po licu bladym
łza srebrna spływa –
Smutek i
cierpienie wydobywa.
Jedna za drugą
płynie
W dół opadając,
gdzie w mroku ginie…
A wraz z nimi
To, co czyni
smutnymi.
Jednak
wspomnienia nie odchodzą,
Bo od zawsze,
na zawsze w umyśle błądzą;
I znów łza
srebrzysta po licu przemknie,
I znów udrękę
wspomnień odemknie...
J
|
esienny wiatr poruszył koroną rosłego drzewa i strącił
z niego kilka brązowo-czerwonych liści nakrapianych żółcią. Opadły swobodnie na
pokrytą rosą trawę. Szare obłoki, które zasnuły niebo, nie pozwalały złotym
promieniom na przedarcie się przez ich powłokę. Anaeli siedziała w swojej
altanie i wpatrywała się w przygnębiający krajobraz. Jej wspomnienia ożywały.
Każde pojawiało się w jej umyśle, budząc wszelkie emocje i uczucia z nimi
związane. Na zewnątrz zdawała się być posągiem wpatrującym się w jedno miejsce
– niebo, natomiast w środku skrywała burzę i zamęt. Smutek, cierpienie,
rozpacz, strach, samotność – wszystkie te odczucia kumulowały się w niej,
krzyczały jedne do drugich, przebijały się wzajemnie i powracały z tą samą
siłą. A Anaeli dusiła je co dzień od kilku wieków, nie mogąc ich ani trochę
złagodzić, ani uciszyć. Nikt nie mógł pomóc jej w noszeniu tego ciężaru. Była o
tym przekonana.
– Znów
wspominasz? – łagodny, męski głos rozległ się obok niej.
Dziewczyna
westchnęła i po dłuższej chwili odpowiedziała:
– To raczej
wspomnienia ożywają, Nanaelu – powiedziała cicho. – Nie z mojej woli, choć nie
staram się ich powstrzymywać – dodała.
– My nie mamy
woli – rzekł, unosząc lekko kąciki ust, ale nie w uśmiechu.
Pochylił głowę
i spojrzał z troską na profil Anaeli. Doskonale wiedział, jakie wspomnienie
rozgorzało w jej umyśle i wiedział, co je wywołało.
– Ja miałam,
Nanaelu. Jeden raz – wyznała z uśmiechem, lecz jej głos brzmiał smutnie.
Chłopak położył
dłoń na ramieniu Anaeli, chcąc wyrazić tym gestem niewypowiedziane słowa: wiem,
że zgrzeszyłaś, lecz kara za winę jest sprawiedliwa. Nie można bez
konsekwencji łamać zasad. Wszystkie działania mają swoje skutki, a te złe są
karane.
– Musimy iść,
prawda? – zapytała, starając się o neutralność w głosie, lecz mimo prób i tak
zadrżał.
Nadal
wpatrywała się w szarość nieba, które nigdy się nie zmieniało. Nie słysząc
odpowiedzi ze strony towarzysza, wstała i odwróciła się ku niemu. Długie białe
włosy Anaeli poruszył powiew wiatru, zarzucając je na twarz dziewczyny.
Ściągnęła mleczne pasma, odsłaniając przeźroczyste oczy
o pojedynczych, małych źrenicach koloru śniegu.
o pojedynczych, małych źrenicach koloru śniegu.
– Więc chodźmy
– szepnęła i zmusiła się do uśmiechu.
Nanael
doskonale wiedział, że była to maska dla niechęci i cierpienia wymalowanych na
jej prawdziwym obliczu. Nie mogli jednak nie wypełnić obowiązku, tak jak Anaeli
nie mogła wrócić do swojego pierwotnego królestwa. Dlatego też zmuszała się do
zakrywania twarzy maską emocji, których w ogóle nie odczuwała. Nie mogła nic zrobić
w tej sytuacji, więc po prostu z tym nie walczyła. Próbowała się dostosować. A
on wiele razy pragnął powiedzieć jej, aby została i nie musiała patrzeć na
tych, którzy przez nich cierpią, a którzy niegdyś dzięki niej byli szczęśliwi.
Jednak musieli pracować w parze, ponieważ bez jednej połówki nie wykonaliby
całkowicie zadania.
Wedle słów kary
ból, smutek oraz samotność miały towarzyszyć jej już zawsze, dopóty dopóki Anaeli
nie przestałaby egzystować, lecz jej żywot był wieczny. Tak jak wszystkich
Aniołów. Każdego dnia musiała stawać pośród cieni przeszłości i zmagać się z
nimi, z bólem, jaki wywoływały. Po za tym jednym smutnym wspomnieniem,
posiadała również wiele ciepłych, pełnych radości wspomnień z tamtego okresu;
sprzed wymierzenia kary. I oprócz nich nie dysponowała innymi pamiątkami, były
jedynymi, jakie miała. Jednakże mimo uśmiechów, jakie wywoływały, przyczyniały
się w równym stopniu do odczuwania jeszcze większej samotności i rozpaczy.
A pamięć i
wspomnienia są najsolidniejszym i najtrwalszym, co się posiada. Towarzyszą one
od początku, aż do końca. Nie można od nich uciec. Ani ich stracić.
Anaeli stała
przed wysoką szafą o barwie orzecha i zmuszała się do jej otworzenia. Zacisnęła
oczy, położyła dłoń na gałce, nabrała powietrza i wypuściła je powoli, po czym
pociągnęła jedno skrzydło do siebie i uniosła powieki. Jej wzrok padł na
różnego rodzaju białą broń. Strach ją sparaliżował. Drżącą dłonią dotknęła
sztyletu o srebrnym ostrzu i czarnej rękojeści, której jelec uformowany został
w kształt róży o białych płatkach, wyróżniających się na tle ciemności. Zimno
jego stali przeniknęło przez opuszki palców w głąb niej i wywołało uczucie
lodowych igieł mknących po ciele dziewczyny. Minęło już kilka wieków od
strącenia Anaeli, lecz ona nadal nie potrafiła przywyknąć do tego, co musiała
czynić. Nie potrafiła powstrzymać uczuć, jakie budziły się w niej za każdym
razem, kiedy patrzyła na te wszystkie ostrza, a zwłaszcza wtedy, gdy musiała
ich użyć.
– Gotowa?
W drzwiach
stanął Nanael i oparł się ramieniem o framugę, krzyżując kostki stóp. Hebanowe
włosy opadały mu na blade skronie i czoło, przesłaniając lekko oczy podobne do
oczu jego towarzyszki, za wyjątkiem źrenic koloru nocy. Ubrany był w czarne
jeansowe spodnie i szarą koszulkę. Według Anaeli te dwa kolory idealnie do
niego pasowały, nie tylko pod względem wyglądu, ale i charakteru. Odzwierciedlały
pewien spokój, stałość. Przy pasie z bronią przywieszony miał miecz w pochwie,
a przy lewym biodrze trzy sztylety.
– Nie –
uśmiechnęła się smutno, patrząc na niego.
– Jak zawsze –
odparł miękko, posyłając jej delikatny uśmiech.
Anaeli
odwzajemniła ten gest z lekkim rozbawieniem, a po chwili znów spojrzała na
wypełnioną bronią szafę.
– Nigdy nie
będę gotowa na robienie tego i choć się pogodziłam z moim losem, nie przywykłam
i nie przywyknę do tego, co muszę czynić – wyznała tonem smutnym i pewnym
siebie. Doskonale wiedziała,
o czym mówi.
o czym mówi.
Skierowała
wzrok ku przyjacielowi. Przygnębienie widoczne na twarzy i w spojrzeniu
dziewczyny budziło współczucie w Nanaelu za każdym razem, gdy na nią patrzył.
– Robisz coś,
czego nienawidzisz. Zostałaś do tego zmuszona, ale nie bez konkretnego celu i
nie bez powodu – mówił subtelnie, kładąc nacisk na poszczególne, kluczowe
słowa.
– Nigdy się nie
przyzwyczaisz – oznajmił twardo. – A ja – zaczął po chwili milczenia. – Jestem
przy tobie i zawsze będę cię wspierał. Chciałbym pomóc ci w noszeniu twojego
ciężaru, ale... – zawiesił na chwilę głos. Emocje zdawały się zawisnąć nad
nimi. – Nie pozwalasz mi na to. Męczysz się z tym, co skrywasz w sobie, a to
dusi cię od środka – spuentował.
Miał rację. Anaeli
zgadzała się z każdym słowem przyjaciela, co potwierdzał fakt, że podczas jego
krótkiego monologu utkwiła wzrok w czarnych zawijasach, jakimi ozdobione
zostały białe kafelki na podłodze. Jednak bała się uzewnętrznić. Nie wiedziała
do końca dlaczego. Czuła wewnętrzny opór, a do tego wstydziła się swojego
grzechu. Wolała sama dźwigać swoje uczucia i przeszłość, nie chcąc obarczać
nimi Nanaela. Znała go od trzech wieków, dobrze czuła się w jego towarzystwie i
uwielbiała spędzać
z nim czas. Zdawał się ją rozumieć, mimo że wielu rzeczy nie był świadom, oraz jednocześnie być obiektywnym wobec jej występku i kary, jaką za niego otrzymała. Był jej najbliższym przyjacielem.
z nim czas. Zdawał się ją rozumieć, mimo że wielu rzeczy nie był świadom, oraz jednocześnie być obiektywnym wobec jej występku i kary, jaką za niego otrzymała. Był jej najbliższym przyjacielem.
– Owszem –
odparła cicho, nadal na niego nie patrząc. – Ale… – zaczęła, nie wiedząc, jak
ma kontynuować dalszą wypowiedź. Cisza przeciągała się w napięciu. – Nie wiem –
pokręciła głową. – Nie wiem, dlaczego nie potrafię się otworzyć. Chyba boję
się, że chaos, który panuje we mnie, wydostanie się, i nie będę go w
stanie opanować. Nawet teraz nie potrafię, kiedy jest skumulowany i zamknięty
we mnie – uraczyła go spojrzeniem szklistych oczu, a przez to, że były
przeźroczyste, zdawały się być kryształami.
– Być może po
prostu sama – położył nacisk na to słowo. – Nie potrafisz. Być może jedna osoba
to za mało, aby go ułożyć? A trudno też coś poukładać, jeśli jest zamknięte i
stłoczone – stwierdził bacznie się jej przyglądając.
– Może i masz
racje, ale ja naprawdę nie potrafię – odpowiedziała imperatywnie. Z jej
policzka spłynęła pojedyncza łza. – Robiłam cudowne rzeczy, uszczęśliwiałam
ludzi, pomagałam im, przepędzałam od nich cierpienie… – sopranowy głos Anaeli
zadrżał, a z policzków opadały łzy wraz
z emocjami, jakie towarzyszyły jej wypowiedzi.
z emocjami, jakie towarzyszyły jej wypowiedzi.
Nanael
natychmiast podszedł do przyjaciółki i przytulił ją mocno. Czuł się winny jej
łez, ale chciał pomóc dziewczynie, próbując nakłonić ją do wyznań. Uparcie
chciał wyrwać z niej wszelki ciężar
i rozłożyć go na ich oboje. Nie mógł znieść widoku jej przygnębionej postaci, będącej duchem daleko
w przeszłości. Pragnął wyrwać ją z transu wspomnień i uwolnić od nich, aby ze spokojem mogła wejść
w teraźniejszość. Miał zamiar pomóc Anaeli odnaleźć się, błądząc z nią w jej przeszłości. Usilnie starał się to robić od trzech wieków.
i rozłożyć go na ich oboje. Nie mógł znieść widoku jej przygnębionej postaci, będącej duchem daleko
w przeszłości. Pragnął wyrwać ją z transu wspomnień i uwolnić od nich, aby ze spokojem mogła wejść
w teraźniejszość. Miał zamiar pomóc Anaeli odnaleźć się, błądząc z nią w jej przeszłości. Usilnie starał się to robić od trzech wieków.
– Chodźmy już –
poprosiła po chwili. – Im szybciej to załatwimy, tym szybciej wrócimy, a ja
szybciej będę starała się zapomnieć – wyszlochała.
Nanael odsunął
się nieco od niej, ale nie wypuścił przyjaciółki z objęć. Spojrzał na jej
zaczerwienioną twarz oraz mokre strużki po łzach i westchnął w duchu.
– To chodźmy.
Dziewczyna
wyjęła z szafy sztylet, którego wcześniej dotknęła oraz długi miecz schowany w
pochwie i przewiesiła go przez głowę, tak że znajdował się za jej plecami. Jego
srebrna, misternie zdobiona rękojeść wystawała za barkiem dziewczyny. Sztylet
natomiast umieściła w kaburze przy pasie. Ubrana
w białą tunikę z długimi rękawami i czarne spodnie opuściła komnatę wraz z przyjacielem.
w białą tunikę z długimi rękawami i czarne spodnie opuściła komnatę wraz z przyjacielem.
Przez całą
drogę nie rozmawiali ze sobą. Nanael jedynie spoglądał na nią co jakiś czas. Jeśli
będzie czuła taką potrzebę, to mi powie. Nie mogę naciskać, ale chciałbym jej
pomóc. Nie mogę patrzeć na jej cierpienie. Zbyt dużo go zadaję w moim życiu… Mówił
do siebie w myślach. Starał się jakoś usprawiedliwić swoje słowa, które do niej
skierował. Czuł się winny, czuł, że dotknął jej najczulszego punktu. Jednakże
wiedział, że powinien to zrobić, aby pomóc Anaeli. Po deszczu wyłania się
tęcza, po bólu winien zagościć spokój.
Po kilku
minutach doszli do kolejnej komnaty, mijając długie i szerokie korytarze,
których ściany ozdobione zostały pięknymi obrazami osadzonymi w misternych,
złotych ramach. Zatrzymali się przed wysokimi, łukowymi wrotami dwuskrzydłowymi
o mlecznej barwie. Na ich powierzchni widniały czarne skrzydła, jedno
namalowane na jednej połowie, drugie na kolejnej. Nanael podszedł ku nim i
pociągnął za mosiężny, okrągły uchwyt.
Drzwi otworzyły
się z niebywałą lekkością, ukazując duże pomieszczenie, do którego weszli. Wnętrze
było surowe. Przy witrażowym oknie stała postać, która poruszała delikatnie
czarnymi skrzydłami. Długie białe włosy opadały na stalowo-szarą szatę w jaką
ubrany był Anioł. Jego oblicze biło chłodem i surowością. Nanael i Anaeli
podeszli do niego.
– Udacie się w
dwa miejsca – oznajmił. – Pierwszym jest dom przy Kwiatowej sześć, do
którego was przeniosę, a w drugim miejscu złożycie wizytę, kiedy wrócicie –
wyjaśnił pokrótce.
Nigdy nie
rozwijał swoich wypowiedzi.
– Kto jest
wyznaczony? – zapytał Nanael rzeczowo.
– Dziewczynka –
odparł lakonicznie, podchodząc do przeciwległej ściany.
Nanael spojrzał
na swoją przyjaciółkę i dostrzegł, że usiłuje ona hamować cisnące się do oczu
łzy, jakie wezbrały po odpowiedzi Anioła. Położył dłoń na jej dłoni i lekko
ścisnął.
– Nie kumuluj
emocji, pozwól im się uzewnętrznić. Każda łza wyzwala z ciebie odrobinę tego,
co skrywasz, co sprawia ból – szepnął. – Im bardziej to kumulujesz, tym
bardziej ból narasta.
– To będzie
chwilowe ukojenie – odrzekła pociągając nosem. – Kiedy łzy opadną wraz z moimi
uczuciami, i kiedy wykonamy zadanie, wspomnienia znów zaczną żyć, rodząc nowe
łzy, Nanaelu. – Posłała mu twarde spojrzenie zza szklistej kurtyny. – Teraz łzy
wydobędą odrobinę smutku, ale później wspomnienia znów go uzupełnią.
Chłopak nie
wiedział, co ma odpowiedzieć. Swoim milczeniem przyznał jej racje.
Pociągnął ją za sobą w stronę Anioła, który stał pod ścianą, intonując w skupieniu
melodię będącą dźwięcznymi słowami języka enochiańskiego*. Ściana za Aniołem
wymalowana była zawiłymi symbolami, które stopniowo zaczynały emanować
światłem. Każdy z nich stanowił jedną literę alfabetu enochiańskiego, a
wszystkie składały się na dwa wyrazy: przejście dusz.
Kiedy Anioł
zakończył intonację usunął się na bok i wskazał dłonią na Anaeli i Nanaela, aby
podeszli do ściany. Wykonali trzy kroki przed siebie, po czym otworzyli usta i
poczęli intonować wysokim głosem melodię, krótszą niż melodia Anioła. Każdy
znak z osobna rozświetlony światłem zaczął łączyć się z pozostałymi, tworząc
siatkę nieregularnych krzywych. Anaeli z Nanaelem przeszli przez utworzony
Portal, którego krzywe połączyły się z nimi w momencie przejścia. Gdy zniknęli,
Anioł zaintonował krótką melodię, aby Anaeli i Nanael mogli wyjść po drugiej
stronie. Po zakończonej intonacji połączenia między symbolami zerwały się, a
światło każdego z nich powoli przygasało. Chwilę później do sali weszło dwoje Aniołów,
którym przydzielone zostało podobne zadanie.
***
Anaeli i Nanael
pojawili się w snopie światła przed domem jednorodzinnym. Żaden
z przechodniów nie dostrzegł rozbłysku, ani dwóch istot wyłaniających się z tego blasku. Działali oni bowiem w wyższej, duchowej sferze, wymiarze nałożonym na realność ludzką, który istniał w tym samym miejscu i czasie. Ludzie bytowali w obu wymiarach jednocześnie: jako stworzenia o powłoce cielesnej, gdzie ciało istniało na płaszczyźnie realności ludzkiej, a dusza sięgała poza, do Sfery Duchowej. Nie potrafili oni jednak dojrzeć duchowego świata, dopóty zatrzymywała ich cielesna powłoka.
z przechodniów nie dostrzegł rozbłysku, ani dwóch istot wyłaniających się z tego blasku. Działali oni bowiem w wyższej, duchowej sferze, wymiarze nałożonym na realność ludzką, który istniał w tym samym miejscu i czasie. Ludzie bytowali w obu wymiarach jednocześnie: jako stworzenia o powłoce cielesnej, gdzie ciało istniało na płaszczyźnie realności ludzkiej, a dusza sięgała poza, do Sfery Duchowej. Nie potrafili oni jednak dojrzeć duchowego świata, dopóty zatrzymywała ich cielesna powłoka.
– Czujesz? –
zapytał Nanael, rozglądając się z uwagą dookoła i marszcząc przy tym brwi.
– Niestety…
Anaeli
przełknęła ślinę i drżąc, sięgnęła za plecy, aby pochwycić miecz.
– Zapewne
dlatego nie mogliśmy zjawić się od razu wewnątrz domu – poddał myśl Nanael.
Oboje odczuwali
emanującą skądś energię piekielnych bytów. Działało to na zasadzie intuicji,
jednej
z kilku ważnych i przydatnych umiejętności Aniołów. Ich własne jestestwo duchowe oddziaływało na to znajdujące się w pobliżu. Cechowało się to podobieństwem do magnesów o różnych biegunach.
z kilku ważnych i przydatnych umiejętności Aniołów. Ich własne jestestwo duchowe oddziaływało na to znajdujące się w pobliżu. Cechowało się to podobieństwem do magnesów o różnych biegunach.
Przeczucie i
tym razem ich nie zawiodło. Chwilę później nieopodal Anaeli i Nanaela
zmaterializowały się dwie istoty o szkliście czerwonych oczach i poszarzałej
skórze. Ich wygląd, w odróżnieniu od wyglądu Aniołów, nie do końca wskazywał na
podobieństwo do rodzaju ludzkiego. Byli o wiele wyżsi
i smuklejsi. Ich wzrost osiągał niemal trzy metry, nie posiadali paznokci u palców ani brwi czy włosów. Ciała tych istot okrywały jedynie czarne płachty powiewające nieznacznie na lekkim wietrze.
i smuklejsi. Ich wzrost osiągał niemal trzy metry, nie posiadali paznokci u palców ani brwi czy włosów. Ciała tych istot okrywały jedynie czarne płachty powiewające nieznacznie na lekkim wietrze.
– Aniołowie –
wysyczał jeden z nich, wpatrując się wprost w dwoje przyjaciół.
Natarł na nich
z zadziwiającą szybkością. Anaeli nie zdążyła uchwycić momentu, w którym
kończyny demona poruszyły się. Nie wiadomo, kiedy w jego dłoni pojawił się
szeroki miecz, którym zamachnął się na Nanaela. Ten jednak zwinnie uniknął
ciosu, uchylając się i krzyżując swoje ostrze z klingą oponenta.
Z zawziętą miną odepchnął demona od siebie. Kiedy piekielny posłaniec stracił na moment równowagę, Nanael wykorzystał to i zadał mu cios w klatkę piersiową. Smukłe ostrze miecza Anioła przebiło ciało nieprzyjaciela. Z rany wylotowej zaczęła sączyć się ciemna posoka. Nie był to jednak cios finalny. Demon po raz drugi podjął walkę z Nanaelem.
Z zawziętą miną odepchnął demona od siebie. Kiedy piekielny posłaniec stracił na moment równowagę, Nanael wykorzystał to i zadał mu cios w klatkę piersiową. Smukłe ostrze miecza Anioła przebiło ciało nieprzyjaciela. Z rany wylotowej zaczęła sączyć się ciemna posoka. Nie był to jednak cios finalny. Demon po raz drugi podjął walkę z Nanaelem.
Anaeli odważnie
unikała ciosów drugiego demona. Ruszała się lekko i zwinnie niczym kot, który
atakował oprawcę pazurami, tudzież mieczem, którym posługiwała się z dużą
perfekcją.
– Dusza będzie
nasza – oświadczył z pewnością siebie drugi demon.
– Nie. – Głos Anaeli
zabrzmiał twardo i groźnie.
Wykonała pełen
obrót mieczem, po czym skoczyła, wbijając go w pierś istoty. Zaparła się
stopami
o jej tors i przekręcając ostrze, wbijała je coraz głębiej, by sprawić jeszcze większy ból. Demon zawył przeraźliwie i zachwiał się. W tym czasie Anaeli opuściła nogi, by obciążyć broń z jednej strony. Trzymała się z całych sił jelca swojego miecza, którego ostrze, ślizgając się ku ziemi, rozcinało pierś oraz brzuch nieprzyjaciela. Kiedy Anielica stanęła na trawie, wyszarpała klingę z ciała demona, a węgielna krew rozprysła się dookoła. Piekielna istota upadła ciężko na ziemię. Jej długie kończyny poruszały się przez chwilę i zastygły w bezruchu.
o jej tors i przekręcając ostrze, wbijała je coraz głębiej, by sprawić jeszcze większy ból. Demon zawył przeraźliwie i zachwiał się. W tym czasie Anaeli opuściła nogi, by obciążyć broń z jednej strony. Trzymała się z całych sił jelca swojego miecza, którego ostrze, ślizgając się ku ziemi, rozcinało pierś oraz brzuch nieprzyjaciela. Kiedy Anielica stanęła na trawie, wyszarpała klingę z ciała demona, a węgielna krew rozprysła się dookoła. Piekielna istota upadła ciężko na ziemię. Jej długie kończyny poruszały się przez chwilę i zastygły w bezruchu.
W tym samym
czasie demon walczący z Nanaelem upadł na niego. Nie był to jednak koniec walki.
Anioł odepchnął od siebie oprawcę, który poleciał w górę i opadł na ziemię
kilka metrów za jego głową. Chłopak wstał i podszedł do demona. Spojrzał na
przyjaciółkę, dając jej tym samym znak. Zaraz po tym oboje poczęli odmawiać
modlitwę głosami o identycznej tonacji.
– W imię Ojca i
Syna, i Ducha Świętego. Odsyłamy was w otchłań grzechu skądś zrodzone, gdzie
grzechy główne waszym jadłem, a pierwszy Syn Światła władcą ciemności i waszym
panem.
W odmętach mroku przepadnijcie. Amen.
W odmętach mroku przepadnijcie. Amen.
Tuż po ostatnim
wypowiedzianym słowie demony zawyły, zasyczały i spłonęły czarnym ogniem
odprawione do Piekła.
Anaeli podeszła
do Nanaela. Jej biała tunika ubrudzona była kleksami ciemnej posoki, a tkanina
miejscami ziała dziurami. Anielica zamknęła oczy i oddychała przez chwilę
ciężko, aby móc się uspokoić. Walki i rozlew krwi od początku jej istnienia
wzbudzały w niej odrazę i przerażenie. A od trzech wieków, odkąd została
strącona, musiała walczyć. Za każdym razem po skończonych starciach drżała. I
choć wiedziała, że są to demony chcące zabrać duszę niewinnego człowieka, i że
w ten sposób broni tego, czego broniła za czasów swoich skrzydeł, uczucie
wstrętu brało górę. Jej przeznaczeniem jako Anioła nie były walki i wprawianie
ludzi w smutek, lecz dawanie miłości i radości – coś zupełnie przeciwnego. A
kara nakazująca czynić coś, co jest kontrastowe z charakterem i uosobieniem,
jest najgorszą karą. Niemożliwym jest wówczas czerpanie zadowolenia z czegoś,
czego nienawidzi się wykonywać, do czego czuje się niechęć.
– Możemy iść? –
zapytał łagodnie, kładąc jej dłoń na ramieniu.
– Tak –
odparła, kiwając głową.
Wzięła głęboki
wdech i ruszyła z Nanaelem do drzwi domu. Nie przeszli jednak przez nie. Mimo
że mogli przybrać postać duchową i wniknąć do wnętrza mieszkania, ich ubrania,
a przede wszystkim broń, miały niezmiennie tylko jedną formę – materialną.
Anioł Stróż
będący przy swej podopiecznej wyczuł nadejście dwojga Aniołów. Dwaj pozostali,
którzy opiekowali się innymi domownikami, również. Wszyscy troje Posłańcy Boży
spodziewali się tej wizyty. Opiekun dziewczynki pod duchową postacią przedostał
się do drzwi i otworzył je, nie wydając przy tym żadnego dźwięku
sygnalizującego, że drzwi się otworzyły. Patrzył, oczywiście czy nikt nie
zbliża się do drzwi. Anaeli z Nanaelem weszli do środka i powędrowali za
Stróżem na piętro domu, do średniej wielkości pokoju. Pomieszczenie pomalowane
było w jasne kolory błękitu i wrzosu. Przez okno dostawały się złote promienie
jesiennego słońca i padały na małą dziewczynkę spoczywającą na łóżku. Otaczały ją
liczne maskotki podarowane jej w ciągu dziewięciu lat życia.
– Wyciągnij
sztylet – poprosił Nanael i popatrzył ze smutkiem na jasnowłosą dziewczynkę o
bladej cerze.
Minęła dłuższa
chwila, a Anaeli nie spełniła prośby Anioła.
– Anaeli…
Spojrzał na nią
i dostrzegł potok łez mknących po jej licach. Spojrzenie utkwione miała
w dziewięciolatce, przy której siedzieli rodzice w dość młodym wieku. Mogli liczyć nie więcej niż trzydzieści lat. Kobieta o tym samym kolorze włosów co dziewczynka kurczowo trzymała małą za rączkę, roniła łzy i drżała w szlochu. Mężczyzna o postawnej budowie ciała i ciemnych włosach siedział na krawędzi łóżka, tulił żonę i trzymał swoją dłoń na jej dłoni, tej, którą chwytała rączkę córki. Wydawało się, że kobieta chce zatrzymać dziewczynkę i nie pozwolić jej odejść na tamten świat…
w dziewięciolatce, przy której siedzieli rodzice w dość młodym wieku. Mogli liczyć nie więcej niż trzydzieści lat. Kobieta o tym samym kolorze włosów co dziewczynka kurczowo trzymała małą za rączkę, roniła łzy i drżała w szlochu. Mężczyzna o postawnej budowie ciała i ciemnych włosach siedział na krawędzi łóżka, tulił żonę i trzymał swoją dłoń na jej dłoni, tej, którą chwytała rączkę córki. Wydawało się, że kobieta chce zatrzymać dziewczynkę i nie pozwolić jej odejść na tamten świat…
– Musimy to
zrobić – Nanael szepnął do ucha zrozpaczonej Anielicy. – Robiłaś to wiele razy
– przypomniał jej. – Wiesz, że nie ma innego wyjścia. To twój obowiązek.
Anaeli nic nie
odpowiedziawszy, wyciągnęła z kabury sztylet i ścisnęła go z całej siły, bojąc
się, że jeśli choć na ułamek sekundy poluźni uścisk, to wypuści ostrze i nie
będzie w stanie dotknąć go po raz drugi. Wzięła głęboki oddech i nachyliła się
nad dziewczynką. Przytknęła czubek drżącego sztyletu
w miejscu jej serca i wtopiła go we wnętrze ciała, nie przebijając skóry.
w miejscu jej serca i wtopiła go we wnętrze ciała, nie przebijając skóry.
– Duszo
niebieska, duszo czysta, duszo ludzka wznieś się ku Królestwu Niebieskiemu i
pozostań tam w rajskim przebycie. Kirielejson** – zaintonowała.
Biała róża poczęła
jaśnieć, co znaczyło, że dusza oddzielała się od ciała, zrywała z nim
połączenie.
Nanael ułożył
dłonie na piersi jasnowłosej i pochylił się nad ciałem dziewczynki szepcąc:
– Wznieś się
wolna od bólu, duszo czysta do Królestwa, z któregoś zrodzona.
Anioł Stróż
również położył dłoń na klatce piersiowej podopiecznej i pochylił głowę. Zaczął
jaśnieć,
z każdą chwilą coraz intensywniej. To samo działo się z Nanaelem.
z każdą chwilą coraz intensywniej. To samo działo się z Nanaelem.
– Światełko… –
wyszeptała dziewczynka, otwierając nieznacznie oczęta.
Rodzice
natychmiast bardziej nachylili się nad nią, głaszcząc ją po włosach, delikatnie
klepiąc w blade policzki, na które skapywały łzy matki.
– Skarbie –
szlochali oboje.
– Córciu, za
kilka minut przyjedzie pogotowie – mówił mężczyzna drżącym głosem. – Proszę…
Trzymając dłoń
na jej piersi, czuł jak serce powoli ustaje. Matka szlochała rozpaczliwie. Nie
mogła pogodzić się ze śmiercią dziecka. Cały czas głaskała córkę po chłodnym
policzku. Głowa ojca opadła na klatkę piersiową dziewczynki. Mężczyzna usłyszał
ostatnie bicie małego serduszka. I wraz z ostatnim uderzeniem serca, Anioł
Stróż wraz z Nanaelem zniknęli w świetle, jakim emanowali, aby przeprowadzić
duszę zmarłej za Niebieskie Bramy. Anaeli natomiast opadła na kolana i nadal
płakała. Niegdyś dawała ukojenie, teraz napawała ludzi cierpieniem. Odczuwała
przeraźliwy ból i rozpacz. Odbierała ludziom życie zabierała dusze. I nie mogła
ich nawet poprowadzić ku Bramom.
Chwilę później
pojawił się Nanael.
– Przynajmniej
nie będzie już cierpieć na tym świecie – rzekł niby neutralnym głosem, ale
dosłyszeć można było smutek.
– A jej
rodzice? – Anaeli podniosła zapłakaną twarz i spojrzała na niego z
niedowierzaniem. – Oni będą teraz cierpieć, już cierpią – wskazała na nich
dłonią i spojrzała na przyjaciela z wyrzutem.
– Ale największe
cierpienie odczuwała dziewczynka – rzucił kontrargument. – Ona była poważnie
chora…
– Nawet jeśli
była chora, dla tych dwojga była ukochanym dzieckiem, które razem poczęli i
razem wychowywali – mówiła z pretensją w głosie. – A teraz będą musieli ją
pogrzebać – wypluła te słowa jakby były kwasem zalewającym jej gardło.
Spojrzała na
ich wstrząsane szlochem ciała okrywające ciało córki.
– Ale nie
pogrzebią wraz z nią miłości, jaką ją darzyli – zaoponował łagodnym tonem. –
Będzie żywa w ich sercach i wspomnieniach.
– A każde żywe
wspomnienie będzie wyciskać im łzy z oczu i napawać ich większą tęsknotą –
odparowała.
Tak jak w twoim
przypadku, chciał powiedzieć, ale jak słowa
zostały zrodzone w myślach, tak umarły.
Nie powiedział
już nic więcej, wiedział, że Anaeli miała słuszność. Rodzice będą rozpaczać po
stracie dziecka i tęsknić za nim. Wiedział też, że jego towarzyszka rozpaczała
z powodu tego, że nie mogła
w żaden sposób ukoić ich smutku oraz przez fakt, że przyczyniła się do odczuwania go. A kiedyś właśnie, mogła podarować ukojenie.
w żaden sposób ukoić ich smutku oraz przez fakt, że przyczyniła się do odczuwania go. A kiedyś właśnie, mogła podarować ukojenie.
– Chodźmy już –
zaproponował, wystawiając do niej rękę.
Przyjęła ją i
wstała z klęczek. Zaintonowali taką samą jak wcześniej melodię, dzięki której
utworzyło się przed nimi przejście, w ścianie. Przeszli przez nie i wyszli po
drugiej stronie, pojawiając się pośrodku portalu w komnacie z Aniołem.
– Dusza została
odprowadzona – zameldował Nanael.
– Dobrze –
Anioł skinął głową. – Udacie się teraz do Indii, po mężczyznę. Posiada on tylko
jedną ścieżkę życia i cała wybrukowana została grzechami – w jego głosie
pobrzmiewało rozczarowanie.
Anaeli z
kamienną twarzą słuchała słów Anioła Śmierci, które skierowane były do niej.
Tym razem
w odbieraniu duszy to ona miała zagrać pierwsze skrzypce. Protestowała wewnętrznie, krzyczała ze strachu, nie chcąc tego robić. Jednak musiała. Nie było sensu opierać się, jeśli nie było innego wyjścia. Nikt nie mógł przecież jej zastąpić, a zwłaszcza odbyć za nią kary.
w odbieraniu duszy to ona miała zagrać pierwsze skrzypce. Protestowała wewnętrznie, krzyczała ze strachu, nie chcąc tego robić. Jednak musiała. Nie było sensu opierać się, jeśli nie było innego wyjścia. Nikt nie mógł przecież jej zastąpić, a zwłaszcza odbyć za nią kary.
Anaeli i Nanael
powtórzyli te same czynności, co wcześniej. Umożliwiały one Aniołom Wędrowcom
przejście po raz drugi do Sfery Krystalicznej, w której realność ludzka i
duchowa nakładały się wzajemnie.
Tym razem
pojawili się w słabo oświetlonej piwnicy wypełnionej krzykami, płaczem i
dźwiękami walki.
– Jak można być
takim zwyrodnialcem?! – wrzasnął jakiś mężczyzna.
Aniołowie
podążyli za jego głosem. Trzy komórki dalej ujrzeli dwóch mężczyzn zadających
sobie silne ciosy w twarze i klatki piersiowe. Nieopodal nich na łóżku
siedziała młoda kobieta, mogąca liczyć jakieś dwadzieścia lat. Łkała cicho, przyglądając
się dwóm chłopakom, którzy okładali się pięściami. Jeden z nich zbliżony był
wiekiem do dziewczyny, drugi wyglądał na trzydziestolatka.
– Jak się ładna
trafi, to się bierze. A każdy towar przed sprzedażą trzeba sprawdzić, co nie? –
odpowiedział kpiarsko starszy z mężczyzn.
Brunet,
emanujący niezwykłą wściekłością, uderzył mężczyznę lewym sierpowym, po czym
dołożył cios pięścią w podbródek, aż głowa odleciała mu do tyłu. Nieprzyjaciel
zachwiał się. Chłopak natychmiast to wykorzystał, złapał metalową rurkę leżącą
pod ścianą i zamachnął się nią. Rurka wbiła się w żebra mężczyzny przy
akompaniamencie odgłosu łamanej kości. Trzydziestolatek zawył z bólu
i opadł ciężko na ziemię. Szkarłatna ciecz tworzyła wokół jego postaci powiększającą się kałużę.
i opadł ciężko na ziemię. Szkarłatna ciecz tworzyła wokół jego postaci powiększającą się kałużę.
– Gnij w piekle
– wysyczał ostatkiem sił przez zaciśnięte zęby.
Brunet podszedł
szybko do dziewczyny, a ta rzuciła się mu w ramiona, chowając twarz w
zagłębieniu jego szyi. Koc, który zakrywał jej nagie ciało, zsunął się z ramion
ciemnowłosej, ale chłopak od razu go poprawił, tuląc ją jeszcze mocniej.
– Jestem już –
szeptał kojąco. – Spokojnie, za chwilę wrócimy do domu.
Anaeli z
Nanaelem uklękli przy zmarłym. Anielica znów użyła sztyletu, lecz tym razem
przy nacinaniu duchowej powłoki to czerń rozjaśniała szarawą poświatą, nie
biała róża.
– Duszo
niebieska, duszo nieczysta, duszo ludzka opadnij pod ciężarem swych grzechów w
piekielne odmęty, do jakich zaprowadziły cię czyny i wybory woli ludzkiej –
zakończyła twardo i gniewnie.
Odczuwała wstręt
do grzeszników z wyboru. Brukali swe dusze zrodzone w największej i prawdziwej
czystości, chłonąc pokusy chaosu i rozpusty. Marnotrawstwo i zaniedbanie…
Nanael pochylił
się nad ciałem i ułożył dłonie na torsie mężczyzny.
– Opadnij duszo
nieczysta pod Bramy Piekieł, królestwa, którymś skażona.
Anioł Stróż
stojący przy podopiecznym oraz Anaeli ułożyli dłonie na jego piersi i zaczęli
emanować światłem. Oboje zniknęli w rozbłysku jasności, by zaprowadzić duszę do
Piekła. Nanael pozostał sam
z parą zakochanych. Ich Stróżowie stali przy nich, uśmiechając się.
z parą zakochanych. Ich Stróżowie stali przy nich, uśmiechając się.
Chwilę później
zawyły syreny i w piwnicy pojawiło się trzech funkcjonariuszy hinduskiej policji.
Rozejrzeli się dookoła, badając sytuację. Dwoje umundurowanych podeszło do
zakrwawionego ciała. Pochylili się nad nim, oceniając skalę obrażeń i
prawdopodobnie przyczynę śmierci. Zdaniem Anioła było to zbędne. Na pierwszy
rzut okna widać było, co spowodowało zgon.
– Prosiliśmy,
aby nie robił pan nic na własną rękę. Ma pan szczęście, że tak to się skończyło
– rzekł policjant tonem belfra.
– Musiałem coś
zrobić – odparował brunet. – Nie miałem pojęcia, do czego jeszcze ten psychol
mógłby się posunąć. Chciałem jak najszybciej ją stąd zabrać – dodał po chwili.
– Domyślam się, że proces sądowy i tak się odbędzie – bardziej stwierdził niż
zapytał.
– Niestety. Ale
ma pan to szczęście, że działał pan w obronie własnej i poszkodowanej –
powiedział funkcjonariusz, wskazując na dziewczynę. – Jutro musicie oboje
złożyć zeznania na komendzie. Jedźcie do domu, a my tymczasem zajmiemy się
ciałem.
Tuż po słowach
funkcjonariusza naprzeciwko Nanaela pojawiła się Anaeli. Jej twarz była
odzwierciedleniem tumultu. I tylko jedno spojrzenie skierowane ku niej
wystarczyło Nanaelowi, by poczuć strach przyjaciółki. Nigdy nie widział Piekła.
Z nich dwojga to ona odprowadzała dusze do tego królestwa, on zaś do Nieba.
Zapytał ją niegdyś, co tam widziała, a ona odpowiedziała: rzeczy strasznie i
okropne, których słowa nie opiszą, a płótno spłonęłoby, gdyby usiłować
namalować na nim choć jedną scenę. I więcej już nie pytał.
– Wracajmy –
rzekł cicho.
Mówiąc to,
sugerował, że należy teraz wypowiedzieć kilka enochiańskich słów, za pomocą,
których znajdą się z powrotem w Królestwie Tristiti***.
***
Noc spowiła
niebo zasnute gęstymi obłokami. Księżyc nigdy nie był widoczny, a światło
słoneczne, które odbijał, nie objawiało się nawet słabą, białą poświatą, jaka
widoczna była na nieboskłonie
w realności ludzkiej. Anaeli znów siedziała w altanie i wpatrywała się w ciemny firmament, rozmyślając
i wspominając. Po raz kolejny zjawiła się w Piekle, królestwie zepsucia, beznadziejności, katuszy
i grzechów. Wrzaski i lamenty grzesznych dusz, szydercze śmiechy demonów i diabłów, jakimi stali się Upadli Aniołowie za czasów Stworzenia, wciąż rozbrzmiewały w jej umyśle. Musiała tam wędrować
z duszami zmarłych, którzy na to zasłużyli, ponieważ to ona została do tego wyznaczona, w ramach kary, jaką otrzymała. Jedno musiało odwiedzać Niebo, a drugie Piekło, ponieważ co dobre, nie może mieć styczności ze złym. Co złe jest kuszące, jeśli raz się tego spróbuje, będzie chciało się zrobić to raz jeszcze; powracać do tego.
w realności ludzkiej. Anaeli znów siedziała w altanie i wpatrywała się w ciemny firmament, rozmyślając
i wspominając. Po raz kolejny zjawiła się w Piekle, królestwie zepsucia, beznadziejności, katuszy
i grzechów. Wrzaski i lamenty grzesznych dusz, szydercze śmiechy demonów i diabłów, jakimi stali się Upadli Aniołowie za czasów Stworzenia, wciąż rozbrzmiewały w jej umyśle. Musiała tam wędrować
z duszami zmarłych, którzy na to zasłużyli, ponieważ to ona została do tego wyznaczona, w ramach kary, jaką otrzymała. Jedno musiało odwiedzać Niebo, a drugie Piekło, ponieważ co dobre, nie może mieć styczności ze złym. Co złe jest kuszące, jeśli raz się tego spróbuje, będzie chciało się zrobić to raz jeszcze; powracać do tego.
Zło ukrywa się
pod wieloma postaciami: łatwiejszym sposobem wykonywania czynności,
fałszerstwem, a zwłaszcza fałszywymi uczuciami. Ktoś, kto chce osiągnąć za
wszelką cenę swój cel, pragnienie, ubierze maskę smutku i cierpienia,
zabłąkania. Przystanie nieśmiało w okolicy kogoś życzliwego i wrażliwego
czekając, aż obdarzy go zainteresowaniem i współczuciem. A później, powoli
zacznie osiągać swój cel, manipulować ofiarą swojego kunsztownego kłamstwa, aż
ktoś w końcu nie zedrze jej z oczu zaślepek i nie ukaże prawdziwego oblicza
istoty, której się pomogło. Lecz może być za późno. Pomagający stanie się
potrzebującym pomocy, ponieważ stracił na tym, że pomógł temu, kto tak naprawdę
dbał tylko o własne korzyści. Albo stanie się winnym wszelkich skutków swojej
pomocy
i zostanie oskarżony.
i zostanie oskarżony.
– Zdaje się, że
rozmyślania to twoje hobby, Anaeli.
Nanael usiadł
obok niej na trawie, wzrokiem przemierzył ciemny nieboskłon.
– Lubię
rozmyślać – uniosła kącik ust w górę. – Mogę pozwolić sobie wówczas na snucie
refleksji – wyjaśniła. – Przed chwilą doszłam do takiej jednej.
– Mianowicie? –
spojrzał na przyjaciółkę z ukosa.
Zainteresowały
go jej słowa, a jednocześnie obudziły nieznaczny lęk.
– Uważaj komu
pragniesz pomóc – rzekła w lekkim zamyśleniu.
Nanael domyślił
się, nie wiedząc czy słusznie, że ma to jakiś związek z przyczyną jej strącenia.
Nie wiedział jednak, czym zawiniła. Nigdy mu tego nie wyznała. Był zaznajomiony
jedynie
z faktem, iż za czasów skrzydeł była Aniołem miłosierdzia i radowania, rozsiewała spokój, ukajała uciemiężonych i darowała ludziom pewnego rodzaju ulgę.
z faktem, iż za czasów skrzydeł była Aniołem miłosierdzia i radowania, rozsiewała spokój, ukajała uciemiężonych i darowała ludziom pewnego rodzaju ulgę.
– A czy ty
pomogłaś komuś, komu nie powinnaś? – zapytał, błądząc wzrokiem po ciemnoszarych
obłokach.
Anielica
dłuższą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, a konkretniej nad tym, czy jej
udzielić. Od rozmowy w komnacie z bronią, myślała nad nią, nad wypowiedzianymi
słowami. Nie potrafiła pojąć, czego tak naprawdę obawia się w ujawnieniu swojego
grzechu przed przyjacielem. Utraty go? Niezrozumienia? Wyszydzenia?
Osamotnienia? Anaeli zawsze uważała, że prawdziwy strach to taki, którego
źródło jest nieznane, ponieważ jeśli się je zna można je pokonać, zaradzić mu.
W tym momencie przyszło jej na myśl, że lęk przed szczerą rozmową, można
pokonać właśnie rozmową.
– Anaeli?
Nanael
szturchnął ją delikatnie w łokieć, aby przywołać ją do rzeczywistości.
– Tak –
odparła, kierując spojrzenie w jego przeźroczyste oczy o czarnej źrenicy, a w
tym słowie zawierała się cała skrywana dotąd szczerość. Nie naprostowanie
kłamstwa, ponieważ ona nigdy nie skłamała. Ukrywała jedynie swój ciężar,
dźwigając go w samotności.
–
Zdradziłam dobroć, chcąc ukoić zło. Zeszłam ze ścieżki Pana dać ukojenie
Lucyferowi. – Mówiąc to, ani na chwilę nie przestała patrzeć w oczy Nanaela.
Anioł, z
początku zszokowany po usłyszeniu tych słów, zrozumiał wszystko. Pomogła
Lucyferowi, chcąc ukoić jego żal, teraz zaprowadza do jego królestwa dusze, co
ma być odzwierciedleniem tej pomocy. Strącona została do Królestwa Tristitii,
gdzie smutek oraz związane z nim uczucia wypełniają szarą atmosferę. Złamała
zasadę, jakoby zgrzeszyła, więc to ona ma styczność ze złym. Chciała dobrze… A
piekło dobrymi chęciami jest wybrukowane.
– Byłaś tak
wielkim Aniołem dobroci i wrażliwości, że widok samego Syna Światała jako
Księcia Ciemności wydobył z ciebie współczucie i chęć niesienia pomocy –
podsumował, kiwając lekko głową
w podziwie.
w podziwie.
Anaeli mimo
woli uśmiechnęła się jakby rozbawiona. Dopiero po odpowiedzi Nanaela poczuła
ulgę. W końcu komuś wyznała swój grzech.
– Ale wiesz,
że... – zaczął poważnym tonem. – Nawet wielkie i prawdziwe dobro nie pokona
wielkiego i prawdziwego zła – rzekł łagodnie. – A wiesz dlaczego? – Anaeli
pokręciła głową. – Bo bez jednego, drugie nie miałoby bytu. Nie znano by
pojęcia zła, więc czym byłoby dobro? – gestykulował lekko. – Nie bytowałoby.
Ktoś musiałby je odkryć lub stworzyć, aby poznać to dobro. Wiesz jak stworzyć
dobro, jeśli ono nie istnieje? – Anielica znów zaprzeczyła ruchem głowy. – Ktoś
musiałby stać się złym, jako pierwszy złamać jakąś zasadę. Wówczas czyn tej
jednostki, na przykład stałby się owocem poznania i dobra, i zła. A od
jednostki rozszerzyłoby się dalej. I tak można by wówczas poznać pojęcie
dobra i zła. Mieć wybór – zakończył sugerującym koniec monologu tonem.
Anaeli
zastanawiała się nad jego słowami całkowicie nimi pochłonięta. Miał rację, w
każdym szczególe, lecz ona nie chciała pokonać zła. Pragnęła zrobić to, do
czego została stworzona, wykorzystać swój dar. Choć prawdą było, że gdzieś w
głębi duszy myślała, czy też łudziła się, że jeśli uda jej się ukoić Lucyfera,
pomóc mu, to pomoże w pokonaniu zła. Zrobi coś więcej, niżeli po prostu
wykorzysta dar.
– Dziękuję –
powiedziała z uśmiechem.
Nanael
odwzajemnił go i objął przyjaciółkę ramieniem.
– Powiem ci coś
jeszcze, abyś całkiem się odnalazła – oznajmił pragmatycznie. – Anaeli, nadal
bronisz dusze i robisz dla nich coś dobrego, ponieważ ochraniasz je przed
demonami i Piekłem, nawet jeśli na to nie zasługują. W innej formie, lecz nadal
podobnie.
– Kiedyś też
zdarzało mi się spotkać demona i walczyć z nim, aby nie opętał człowieka, ani
nie zdobył jego duszy – powiedziała. – Tutaj jest o tyle inaczej, że muszę
walczyć często, samej wydobywać dusze i sprowadzać je do Piekła – mówiła z
przygnębieniem.
– Ale trzymaj
się zawsze tej jednej prawdy – powiedział z naciskiem. – Robisz coś dobrego dla
dusz i nadal je chronisz.
– Teraz to wiem
– uśmiechnęła się po raz kolejny, spoglądając na przyjaciela.
Siedząc w
altanie rozmawiali do rana, a Anaeli wiedząc i rozumiejąc więcej, inaczej
spojrzała na świat i trzy minione wieki, które przeżyła. Pojęła, że dopiero
teraz zrozumiała swoją karę, po rozmowie z Nanaelem. Miał
rację. Jedna osoba to za mało, aby poukładać stłoczony chaos.
*
Enochiański – język, którym wg badaczy posługują się Aniołowie
** Kirielejson – z utworu pochodzącego z przełomu XIII i XIV wieku pt.
„Bogurodzica” tłumaczone na „Zmiłuj się Panie”
***
Tristitia – w języku łacińskim oznacza Smutek